Ponad 71 ton niebezpiecznych odpadów płynie statkiem z Salwadoru do Polski. Sprawa budzi kontrowersje: właściciele spalarni uspokajają, mieszkańcy Dąbrowy Górniczej protestują. Toksyczne odpady z Salwadoru (niewielkiego kraju w Ameryce Środkowej) mają docelowo trafić do zakładu termicznego unieszkodliwiania odpadów „Sarpi” w Dąbrowie Górniczej. Dlaczego właśnie tam? Odpady nie mogą być całkowicie i poprawnie przetworzone na terenie Salwadoru (brak odpowiedniej instalacji) i muszą zostać przetransportowane tam, gdzie będzie mogło dojść do ich unieszkodliwienia. Instalacja do termicznego unieszkodliwiania odpadów, którą dysponuje firma „Sarpi” jest jedną z najnowszych tego typu instalacji w Europie.
Co to dokładnie za odpady?
Odpady, o których mowa, zalegały od kilku lat w pobliżu nieczynnych już zakładów rolniczych w Salwadorze. Są to odpady ciekłe typu pestycydowego, zapakowane w beczki z tworzywa sztucznego (ok. 21 ton), odpady stałe (ok. 46 ton) oraz zanieczyszczone opakowania (ok. 4 tony). Jak tłumaczą pracownicy „Sarpi”, przed podjęciem jakichkolwiek działań szczegółowo zapoznali się z właściwościami i składem odpadów. Wstępne sortowanie i pakowanie odpadów na terenie Salwadoru było dokładnie i rygorystycznie nadzorowane przez specjalistów (m.in. w dziedzinie chemii). Przedstawiciele „Sarpi” zapewniają, że transport odpadów jest całkowicie bezpieczny; nie dojdzie do pośrednich rozładunków, tak więc ryzyko katastrofy jest prawie całkowicie wyeliminowane. Co więcej, codziennie na terenie zakładu spala się dużo większe ilości odpadów. Odpady przywiezione z Salwadoru zostaną spalone w temperaturze 1100 stopni, a powstałe spaliny zostaną jeszcze sześciokrotnie oczyszczone. Jak tłumaczy p. Barbara Farmas, wiceprezes zarządu „Sarpi” - „Jakość naszych emitowanych spalin jest dużo niższa od ustalonych prawnie limitów”.
Czy odpady z zagranicy to częste zjawisko w Polsce?
Na transport odpadów niebezpiecznych z Salwadoru do Polski wyraziła zgodę Główna Inspekcja Ochrony Środowiska. W tego typu transporcie stosuje się przepisy konwencji bazylejskiej o kontroli transgranicznego przemieszczania odpadów niebezpiecznych. Zezwolenie na transport odpadów do innego kraju jest bardzo trudne do uzyskania, a procedura administracyjna jest długa i żmudna. W postępowanie zaangażowany jest pierwotny właściciel odpadów, przewoźnik oraz podmiot obsługujący instalację, który je unieszkodliwi. Transport odpadów na tak dalekie odległości wcale nie jest w Polsce czymś rzadko spotykanym – w tym roku wydano już kilkanaście zezwoleń na przywóz odpadów z zagranicy. Szacuje się, że Polska rocznie przyjmuje około 77 tysięcy ton odpadów (w tym niebezpiecznych), pochodzących głównie z krajów Unii Europejskiej. Dlaczego więc akurat odpady z Salwadoru powodują w Dąbrowie Górniczej taką kontrowersje?
Dąbrowa Górnicza "zagłębiem śmieciowym"?
Na terenie Dąbrowy Górniczej funkcjonuje osiem przedsiębiorstw zajmujących się składowaniem i przetwarzaniem odpadów, a planowane jest powstanie jeszcze dwóch. Przedstawiciele Stowarzyszenia Samorządowego Strzemieszyce (dzielnicy, do której mają trafić odpady z Salwadoru) zauważają, że w ostatnich latach stali się prawdziwym „zagłębiem śmieciowym”. „Już teraz w dąbrowskich firmach przetwarzania spalane są odpady pochodzące z terenu całej Polski, a jeszcze na dodatek te odpady z Salwadoru. Nie chcemy oddychać cudzymi brudami” – apelują zainteresowani. Mieszkańcy Dąbrowy protestowali już wiele razy: domagali się ujawnienia wyników badań analiz powietrza w mieście i interwencji prezydenta miasta. Niestety, władze miasta załamują ręce i tłumaczą, że nie mają prawa odwołać się od decyzji Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska. „Zostaliśmy po prostu tylko poinformowani, że taka niemiła paczka zostanie przywieziona na teren naszego miasta” – wyjaśnia p. Bartosz Matylewicz z Urzędu Miasta
Zapowiedź dalszych protestów
Pomimo wspomnianych wcześniej zapewnień p. Farmas o przestrzeganiu standardów emisyjnych, mieszkańcy burzą się, że może jedna spalarnia nie pogarsza jakości powietrza – ale osiem już owszem. Członkowie Stowarzyszenia Samorządowego Strzemieszyce komentują, jak wygląda ich życie w mieście - „Ten smród dokucza nam tak, że ja mieszkając tutaj 54 lata nie otworzyłam nigdy okna w nocy. To niemożliwe, żeby tu mieszkać” – ujawnia w mediach p. Alicja Cieplak. Niezadowoleni mieszkańcy zapowiadają kolejne protesty i manifestacje. „Jestem gotowa nawet się położyć na drodze, żeby to nie przyjechało. Mam małe dziecko i nie pozwolę, żeby ktoś je truł” – mówi p. Wioletta Paluch, mieszkanka miasta. Czy protesty przyniosą rezultat – nie wiadomo. Planuje się, że odpady przypłyną do Polski pod koniec grudnia br. W najbliższych dniach w Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska ma się odbyć konferencja prasowa, podczas której urzędnicy będą odpowiadać na pytania związane z tą sprawą.
Źródło: prawo.rp.pl; wiadomosci.gazeta.pl
Zdjęcie: wikipedia.org